czwartek, 14 sierpnia 2014

# 50

Margaret
          Po wyjściu Harry'ego siedziałam sama w pokoju. Myślałam nad tym co się chwilę temu zdarzyło. Pokłóciliśmy się o taką drobnostkę. Jestem zła na siebie. To moja wina, że wybiegł wściekły z pokoju, zostawiając mnie samą i nie mam pojęcia gdzie teraz jest. Dzwoniłam do niego wiele razy, ale nie odpowiada. 
          Zrezygnowana podniosłam się z łóżka i podeszła do okna. Na ulicach kręciło się mnóstwo ludzi... dzieci bawiące się ze swoimi zwierzętami... samochody co i rusz przejeżdżające, a to w jedną lub drugą stronę. W oddali rozciągało się centrum miasta, które podczas różnych imprez jest oświetlone fajerwerkami. Widać też Big Ben'a, który szczególnie wyróżnia się z pośród innych budowli, ponieważ jest wysoki i bardzo ładnie podświetlony.
- Peggie - usłyszałam nagle swoje imię. Odwróciłam się na pięcie i ujrzałam Zayn'a wchodzącego do środka.
- Zayn, a co ty tu robisz? - zapytałam zdziwiona jego widokiem.
          Zauważyłam, że coś jest nie, tak. Musiało się coś zdarzyć. Pierwsze co przyszło mi na myśl to, to że coś stało się Harry'emu. Może miał wypadek, albo jeszcze gorszej. Zaczęłam obwiniać się, bo to przeze mnie pokłóciliśmy się. Natychmiast zrobiło mi się słabo. Zakołysałam się i ledwo nie przewróciłam. Na szczęście Zayn w ostatniej chwili złapał mnie ratując przed upadkiem. 
- nic ci nie jest? - spytał zmartwiony.
- ze mną nie, ale co z Harry'm? Jest w szpitalu? Miał wypadek? Proszę powiedz mi prawdę...
- co?... Nie, Harry'emu nic nie jest. Jest u mnie w domu, za to kompletnie pijany - odrzekł.
- to dlaczego masz taką minę? - zapytałam. Nie rozumiałam o co tu chodzi. Jeśli Harry'emu nic nie jest, to dlaczego widzę, że coś go gnębi.
- muszę ci o czymś powiedzieć... - zrobił przerwę, nie po kojąc mnie coraz bardziej - ...chodzi o to, że... Harry i Tani spali ze sobą - wydusił w końcu to z siebie i wtedy mój świat się zawalił.
- nie... to nie może być prawda - poderwałam się z łóżka i zaczęłam krążyć po pokoju - z skąd masz pewność, że to się stało? 
- wiesz doskonale, że gdy Harry jest pijany, mówi prawdę i to szczerą prawdę - oznajmił - przyszedł do mnie i sam mi to powiedział.
- dosyć! Nie chcę tego słuchać! - krzyknęłam i czułam jak łzy cisną mi się do oczu.

Tatiana
- mogłabyś na chwilę podjechać do chłopców, chcę porozmawiać z siostrą - poprosiłam Perrie.
- myślisz, że to dobry pomysł? - zapytała.
- jeśli się dowiedziała, chciałabym jej to wszystko wytłumaczyć. 
- a będzie chciała cię słuchać? - spytała zatrzymując się przed domem chłopców.
- pewnie nie, ale chcę spróbować - odparłam wysiadając z samochodu. Doszłam do drzwi i zapukałam. Po chwili pojawił się w nich Liam.
- hey jest Peggie?
- cześć, jest u siebie - rzekł, a ja ruszyłam schodami na górę. Mówił jeszcze coś, ale nie słuchałam już go.
- Peggie... - zawołałam wchodząc do pokoju, po czym zamarłam widząc w nim Zayn'a.
          Nie, to niemożliwe. Skąd on się tu wziął?! Co on tu robi?! Jego wzrok był skierowany wprost na mnie. Po prostu czułam go na sobie. Jedno spojrzenie - tyle myśli jednocześnie cisnących się do mojej głowy. Dreszcze przeszły mi po całym ciele. Co robić? Uciekać? Nie, przecież  przyszłam tu porozmawiać z Margaret, ale wiedziałam już, że o wszystkim jej powiedział. Czułam, że robi mi się słabo. Moje serce zdecydowanie za szybko pompowało krew. Jedyne co w tej chwili słyszałam to szybkie odbicia własnego serca. Starałam oddychać się normalnie, co w tej chwili było niemożliwe. Stałam jak wryta- po prostu wszystko zwolniło wokół mnie, a moje nogi odmówiły ruszenia się w jaki kolwiek sposób.
- jak mogłaś mi to zrobić... własnej siostrze... nienawidzę cię! - zaczęła wrzeszczeć na mnie i wybiegła z pokoju.
- zadowolona jesteś? Zniszczyłaś wszystkim życie - odezwał się Zayn, następnie wyszedł ignorując mnie. Nie czekając dłużej odwróciłam się i pobiegłam na dół za Margaret. 
- Peggie, zaczekaj... - dogoniłam ją jak wychodziła z domu.
- czego ty jeszcze ode mnie chcesz! Daj mi spokój! Nie chcę cię więcej widzieć!
- daj mi to wytłumaczyć... Peggie - złapałam ją za rękę i odwróciłam ją w swoją stronę - ja tego nie chciałam, przysięgam. Myślałam, że to Zayn... dopiero rano zobaczyłam, że to Harry, przepraszam cię - czułam jak po policzkach spływają mi łzy.
- nie wierzę ci.
- proszę uwierz mi, nie wiem jak to się stało, byłam pijana, nic nie pamiętam - płakała, zresztą ja też. Wiedziałam, że zawiodłam ją, że nie powinnam tego robić, ale stało się i nic tego nie zmieni. Chociaż bardzo bym tego chciałam.
          Odsunęła się ode mnie, po czym odwróciła i zaczęła biec przed siebie. Pobiegłam za nią, wołałam ją, ale mnie nie słuchała. Zrezygnowana w końcu stanęłam i patrzyłam jak oddala się ode mnie coraz bardziej.
- Tani... chodź nie ma sensu tu dłużej przebywać - Pezz podeszła do mnie, prosząc abyśmy jechały. Chyba zauważyła, że dłuższe siedzenie tutaj nic nie da.
          Udałam się za nią do samochodu i pojechałyśmy. Przez całą drogę patrzyłam tylko w okno. Nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. W tej chwili chciałam być sama. To jest najgorszy dzień mojego życia. Gdy dojechałyśmy wyszłam z auta i ruszyłam do domu Edwards. Nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami i nie mam pojęcia co dalej się stało.

JAKIŚ CZAS PÓŹNIEJ

          Obudziłam się. Nieee... może "obudziłam się" nie było dobrym określeniem. Leżałam na czym miękkim i czułam ogromny ból głowy. Słyszałam coś, ale bardzo niewyraźnie. Nie miałam siły otworzyć oczu. Nie byłam teraz w stanie poruszyć jakąkolwiek częścią mojego ciała - choćby palcem, ale coś słyszałam i czułam. Słyszałam tylko jakieś niewyraźne szepty, które z każdą chwilą stawały się coraz wyraźniejsze. Czułam miękkie podłoże pod sobą i ból, przerażający ból. Jeszcze coś mnie delikatnie kuło w rękę, ale teraz to był najmniejszy problem. Może uda mi się otworzyć oczy, żeby w ogóle zobaczyć co się
dzieje, bo nawet nie wiedziałam gdzie byłam, jak się tu znalazłam i co mi się stało że wszystko mnie boli. Jak do tego mogło dojść? Dlaczego nic nie pamiętam? Po prostu budzę się w jakimś obcym miejscu. Nie wiem ile minęło, może kilka minut, godzin, ale czułam się coraz lepiej. Słyszałam coraz wyraźniej, i poczułam się na tyle silna, żeby otworzyć oczy, albo może spróbować. Pierwsza próba. Masarka! Dobrze, że ledwo mrugnęłam bo cały świat wokół mnie był otoczony światłem. Ale to jakim światłem! Wszystko tak potwornie raziło! Jakby nagle kilkanaście lamp zostało skierowanych prosto na mnie.
- Tani! - szepnął ktoś koło mnie.
          Powoli otworzyłam oczy i po kilkunastu mrugnięciach obraz wyostrzył mi się. Pierwsze co zobaczyłam to Pezz siedzącą koło mnie. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- gdzie jestem? - zapytałam słabo.
- w szpitalu Tani, zemdlałaś po wyjściu z samochodu - odpowiedziała przyjaciółka.
- witam Panią, widzę, że się obudziliśmy - rzekł lekarz wchodzący do sali - jak się Pani czuje?
- trochę boli mnie głowa - powiedziałam.
- to normalne po takim stanie, więc proszę się nie martwić. Zaraz Pani podamy jakieś leki przeciw bólowe - kiwnęłam głową.
- doktorze co mi jest? - zapytałam. Przez chwilę milczał patrząc się na mnie, dopiero po kilku sekundach podszedł bliżej i odezwał się.
- zrobiliśmy kilka badań i wyszło, że jest Pani...
______________________________________________________

Heyka!!!

No to przybywam z kolejnym rozdziałem.

Mam nadzieję, że się spodoba. Ale mam lenia, dlatego tak długo nie było nic dodawane. Chyba mi wybaczycie.

Komentować ♥

 Im więcej wejść, komentarzy, udostępnień ipt.

Tym więcej motywacji i szybciej dodawane rozdziały :D

piątek, 1 sierpnia 2014

# 49

Liam
- a co tak siedzisz? - zapytał mnie Louis wchodząc do salonu.
- czekam na kogoś... - odpowiedziałem przyjacielowi spoglądając na zegarek.
- spokojnie przyjdzie - rzekł.
- z skąd wiesz, że ma przyjść dziewczyna? - spytałem zaciekawiony.
- stary, ja się na tym znam... po za tym jesteś singlem, niby na kogo byś czekał na swoją babcię - odparł szczerze - dobra wychodzę, idę spotkać się z Els - dodał i już chciał wyjść z pokoju, kiedy usłyszeliśmy krzyki na górze, a potem jak ktoś zbiega schodami na dół i wybiega z domu. 
          Spojrzeliśmy po sobie i od razu wiedzieliśmy, że to musiał być Harry. Oprócz nas w domu, był tylko on i Peggie. Niall z samego rana gdzieś pojechał, więc pewne było, że Loczek i Peggie się pokłócili, tylko zastanawialiśmy się o co mogło im pójść.
          Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, który od razu sprowadził nas na ziemię. Poderwałem się z kanapy i ruszyłem do korytarza. Otworzyłem frontowe drzwi i przed sobą ujrzałem właśnie ją. Sophia. Sympania... jeszcze z czasów liceum. Przyjaźniliśmy się wtedy, ale przez moją karierę kontakt nam się urwał. Jakiś czas temu spotkaliśmy się przez przypadek na mieście i okazało się, że mieszka w Londynie już rok i studiuje na uniwersytecie projektowanie mody. Odkąd pamiętam interesowała się modą i na prawdę dobra jest w tym.
- witaj Sophia - przywitałem się.
- cześć Liam.
- myślałem, że nie przyjdziesz.
- niby dlaczego?
- no nie wiem... myślałem, że mnie wystawisz.
- ja bym cię nigdy nie wystawiła - odpowiedziała i przez chwilę zapadła między nami cisza - dokąd idziemy? - zapytała przerywając milczenie.
- może po spacerujemy ulicami Londynu? - spytałem, a ona kiwnęła tylko głową zgadzając się.
          Dzisiejszy dzień był piękny i słoneczny. Wiosna była w pełnym rozkwicie. Drzewa wypuszczały liście, przyroda budziła się do życia. Poszliśmy spokojnie porozmawiać i po spacerować w sąsiednim parku. Było to dla nas z pewnością lepsze niż siedzenie w dusznej kawiarni. Chodziliśmy po alejkach a ona opowiadała o sobie, co przez ten cały czas działo się u niej oraz o swoich problemach. Opowiadała, ja słuchałem i starałem się ją pocieszyć. Trzymałem ją za rękę i słuchałem uważnie.
          W pewnym momencie objąłem ją, przytuliłem i poczułem jak całe zgromadzone w niej żale wypływają ze łzami... Czułem jak staje mi się coraz bliższa. Obejmowałem ją, po czym złożyłem pocałunek na jej policzku, a następnie niepewnie złączyłem nasze usta. Dopiero jak odwzajemniła pocałunek zaangażowałem się bardziej. Przywarłem do niej całując zdecydowanie pewniej i dołączając do tego swój język. Dłońmi obejmowałem ją coraz mocniej. Nagle oswobodziła się delikatnie i spojrzała na mnie.
- nie chcę, aby ktoś nas zobaczył w tym parku. Mogło, by to stworzyć głupie i niepotrzebne plotki a ja tego nie potrzebuję.
- masz rację, nie wiadomo, co można na drugi dzień znaleźć w gazecie - odparłem.
          Spacerowaliśmy dalej trzymając się za ręce jak nastolatki. Dalszą rozmowę postanowiliśmy kontynuować w moim mieszkaniu, aby uniknąć nie przyjemnych sytuacji. Postanowiliśmy zrobić popcorn z masłem i pooglądać komedię dla poprawienia humoru.

Tatiana
- hehe... przestań, bo pęknę ze śmiechu - skarciłam Josh'a, który nie przestawał mnie rozśmieszać.
- aż taka słaba jesteś - rzekł rozbawiony.
- pożałujesz tego - odparłam zabierając mu okulary z nosa.
- ej... oddawaj je!
- jak mnie złapiesz... - krzyknęłam i zaczęłam uciekać jak najszybciej, aby mnie tylko nie złapał.
          Na początku było ok, ale potem okazało się, że jednak nie jestem aż taka szybka. Josh dogonił mnie w parę sekund. Złapał w pasie i podniósł do góry. Pisnęłam, gdy poczułam jego dłonie na swoich biodrach. On zaś się tylko zaśmiał i przerzucił mnie przez swoje ramię. Zaczął mnie nieść nie przejmując się, że ludzie wokół patrzyli się na nas jak na wariatów. Waliłam go w plecy, prosiłam żeby mnie postawił z powrotem na ziemię, ale mnie kompletnie nie słuchał, tylko klepnął mnie w tyłem i szedł dalej.
          Dopiero po kilkunastu minutach, gdy doszliśmy do parku postawił mnie na ziemi, albo mi tak się zdawało. Ponieważ zamiast pod nogami mieć chodnik... miała wodę, więc teraz stałam jak ta głupia po środku fontanny. A jakby jeszcze było mało, gdy chciałam z niej wyjść poślizgnęłam się i jak długa runęłam na dupę, mocząc się cała. Obrażona wyspowodziłam się z fontanny i odeszłam od niego, usiadając na pobliskiej ławce.
- jesteś na mnie zła? - spytał siadając obok.
- nie no z skąd... to nie przez ciebie jestem cała mokra, a ludzie gapią się na mnie, jakbym nie wiem czym była... - burknęłam  i zrobiłam chwilową przerwę, a potem - ...oczywiście, że jestem zła, a wręcz wciekła na ciebie - walnęłam go pięścią w ramię - jak mogłeś wsadzić mnie do fontanny... oszalałeś? - krzyknęłam na niego.
- przepraszam, myślałem że to będzie zabawne.
- to źle myślałeś - wkurzona wstałam i zaczęła zmierzać w kierunku domu.
- zaczekaj!... - zatrzymał mnie łapiąc za rękę - ...nie gniewaj się... bardzo cię przepraszam, sądziłem że nie będziesz mieć nic przeciwko, zawsze wygłupialiśmy się i było super. Teraz też myślałem, że tak będzie... przepraszam.
- ok, nie gniewam się, ale proszę cię zawieź mnie do domu - poprosiłam.
          Na niego nie potrafiłam się długo gniewać. Był dla mnie kimś bardzo ważnym. To najlepszy przyjaciel, jakiego miałam. Znamy się od małego i doskonale wiem jaki on jest, więc powinnam przewidzieć, że może takie coś się stać.
          Już w lepszych humorach poszliśmy w stronę samochodu Josh'a, po czym wsiedliśmy i ruszyliśmy w kierunku mojego domu. W krótkim czasie byliśmy już na miejscu. Pożegnałam się z przyjacielem i wyszłam z auta. Pomachałam jeszcze jak odjeżdżał i skierowałam się do domu.
          W momencie, gdy zbliżyłam się do drzwi, one otworzyły się z impetem i wyszedł z nich Zayn. Było widać, że nie jest w najlepszym humorze. Doskonale wiedziałam kiedy jest wściekły i w tym czasie na pewno był.
- Zayn, coś się stało? - zapytałam spokojnie.
- nie udawaj głupią - burknął.
- o co ci chodzi?
- jak mogłaś coś takie zrobić... sądziłem, że TY nie jesteś do tego zdolna - i wtedy mnie olśniło. Wiedziałam, że dowiedział się o wszystkim, tylko nie miałam jeszcze pojęcia jak - nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. Przespałaś z Harry'm... spokojnie o wszystkim mi powiedział - i tu mnie zamurowała. Harry mu powiedział, przecież błagał mnie, żebym nikomu o tym nie mówiła, a teraz sam się wygadał. To nie miało sensu.
- Zayn, ja ci to wszystko wytłumaczę.
- nie chcę tego słuchać! - krzyknął - powiedz mi tylko kiedy to się stało? - spoglądałam na niego ze łzami w oczach. Wiedziałam, że o już koniec - mowę ci odjęło... mów kiedy mnie zdradziłaś i to z moim przyjacielem? - warknął szarpiąc za ramiona.
- w dniu twojej imprezy urodzinowej - powiedziałam przez łzy.
- nie wierzę... sądziłem, że jesteś inną niż te wszystkie dziewczyny, a ty jesteś dokładnie taka sama, chodziło ci tylko o jedno.
- ja nie chciałam przysięgam... to jakoś samo wyszło... myślałam, że to ty... było ciemno... przepraszam.
- to koniec, nie chcę cię więcej widzieć. Jak wrócę ma cię tu nie być - rzekł, po czym odwrócił się, wsiadł w samochód i z piskiem opon odjechał.
          Zapłakana ruszyłam do domu, gdzie od razu udałam się na górę. Weszłam prosto do łazienki, gdzie zobaczyłam siedzącego przy muszli klozetowej mizernego Harry'ego. Nie zważając na jego stan, zaczęłam na niego wrzeszczeć.
- jak mogłeś powiedzieć o wszystkim Zayn'owi, przecież sam nie chciałeś, abym ja mu o tym mówiła. Co się zmieniło? - on zaś nic nie powiedział, tylko z kwaszoną miną pochylił się i zwymiotował - ty jesteś kompletnie pijany - stwierdziłam i doszłam do wniosku, że pewnie się wygadał, jak miał zwyczaju gdy jest pijany.
          Czym prędzej udałam się do sypialni, zamknęłam drzwi i opierając się o nie, zjechałam w dół. Nie wiedząc co robić wybuchłam płaczem. To był koniec. Zapłakana siedziałam w pokoju i nie umiałam zatrzymać słonych łez spływających po moich policzkach. Chciałabym cofnąć czas i nie zrobić tego co jednak zrobiłam, ale tak się nie da. Po jakiś kilkunastu minutach uspokoiłam się trochę. Wytarłam łzy,
złapałam za telefon i zadzwoniłam, do jedynej osoby, która w tej sytuacji była najbardziej odpowiednia. Po paru sygnałach usłyszałam dobrze mi znany głos.
- Pezz... proszę przyjedź po mnie... jak najszybciej... - wypowiadałam słowa między łzami, którymi pomału się już dławiłam.
- Tani, kochana co się stało? - spytała wystraszonym głosem.
- powiem ci wszystko jak przyjedziesz - wybełkotałam.
- dobrze za parę minut będę - rzekła i rozłączyła się.
          Nie miałam innego wyjścia, tylko zacząć się pakować. Szybko wyciągnęłam walizkę z pod łóżka i pakowałam wszystko co znalazło mi się w dłoniach. Nagle przez przypadek strąciłam z szafki nocnej ramkę ze zdjęciem. Zatrzymałam się i podniosłam ją. Na zdjęciu byłam ja, a za mną obejmujący mnie Zayn. Zdjęcie zostało wykonane jak byliśmy na wypadzie w górach, pamiętam zrobił nam je Louis.
          Oparłam się plecami o łóżko, nogi podciągnęłam do siebie i po raz drugi wybuchłam ogromnym płaczem chowając głowę w nogach. W pewnym momencie do pokoju weszła Perrie. Pomogła mi do końca spakować rzeczy i razem zeszłyśmy na dół. Byłam w takim stanie, że ledwo potrafiłam się poruszać. Wsiadłyśmy do samochodu i udałyśmy się do jej mieszkania.
_____________________________________________________

HEY :) I kolejny za nami. Jak wrażenia? 

 Mam nadzieje, że w miarę wam się podobał, co prawda jego długość

nie jest powalająca, ale nie zawsze udaje mi się wymyślić akcję, która trwałaby długo.

Jednak chyba was nie zanudziłam? 

Piszecie w komentarzach co myślicie o rozdziale. 

Do następnego :D