Liam
- a co tak siedzisz? - zapytał mnie Louis wchodząc do salonu.
- czekam na kogoś... - odpowiedziałem przyjacielowi spoglądając na zegarek.
- spokojnie przyjdzie - rzekł.
- z skąd wiesz, że ma przyjść dziewczyna? - spytałem zaciekawiony.
- stary, ja się na tym znam... po za tym jesteś singlem, niby na kogo byś czekał na swoją babcię - odparł szczerze - dobra wychodzę, idę spotkać się z Els - dodał i już chciał wyjść z pokoju, kiedy usłyszeliśmy krzyki na górze, a potem jak ktoś zbiega schodami na dół i wybiega z domu.
Spojrzeliśmy po sobie i od razu wiedzieliśmy, że to musiał być Harry. Oprócz nas w domu, był tylko on i Peggie. Niall z samego rana gdzieś pojechał, więc pewne było, że Loczek i Peggie się pokłócili, tylko zastanawialiśmy się o co mogło im pójść.
Nagle usłyszeliśmy dzwonek do drzwi, który od razu sprowadził nas na ziemię. Poderwałem się z kanapy i ruszyłem do korytarza. Otworzyłem frontowe drzwi i przed sobą ujrzałem właśnie ją. Sophia. Sympania... jeszcze z czasów liceum. Przyjaźniliśmy się wtedy, ale przez moją karierę kontakt nam się urwał. Jakiś czas temu spotkaliśmy się przez przypadek na mieście i okazało się, że mieszka w Londynie już rok i studiuje na uniwersytecie projektowanie mody. Odkąd pamiętam interesowała się modą i na prawdę dobra jest w tym.
- witaj Sophia - przywitałem się.
- cześć Liam.
- myślałem, że nie przyjdziesz.
- niby dlaczego?
- no nie wiem... myślałem, że mnie wystawisz.
- ja bym cię nigdy nie wystawiła - odpowiedziała i przez chwilę zapadła między nami cisza - dokąd idziemy? - zapytała przerywając milczenie.
- może po spacerujemy ulicami Londynu? - spytałem, a ona kiwnęła tylko głową zgadzając się.
Dzisiejszy dzień był piękny i słoneczny. Wiosna była w pełnym rozkwicie. Drzewa wypuszczały liście, przyroda budziła się do życia. Poszliśmy spokojnie porozmawiać i po spacerować w sąsiednim parku. Było to dla nas z pewnością lepsze niż siedzenie w dusznej kawiarni. Chodziliśmy po alejkach a ona opowiadała o sobie, co przez ten cały czas działo się u niej oraz o swoich problemach. Opowiadała, ja słuchałem i starałem się ją pocieszyć. Trzymałem ją za rękę i słuchałem uważnie.
W pewnym momencie objąłem ją, przytuliłem i poczułem jak całe zgromadzone w niej żale wypływają ze łzami... Czułem jak staje mi się coraz bliższa. Obejmowałem ją, po czym złożyłem pocałunek na jej policzku, a następnie niepewnie złączyłem nasze usta. Dopiero jak odwzajemniła pocałunek zaangażowałem się bardziej. Przywarłem do niej całując zdecydowanie pewniej i dołączając do tego swój język. Dłońmi obejmowałem ją coraz mocniej. Nagle oswobodziła się delikatnie i spojrzała na mnie.
- nie chcę, aby ktoś nas zobaczył w tym parku. Mogło, by to stworzyć głupie i niepotrzebne plotki a ja tego nie potrzebuję.
- masz rację, nie wiadomo, co można na drugi dzień znaleźć w gazecie - odparłem.
Spacerowaliśmy dalej trzymając się za ręce jak nastolatki. Dalszą rozmowę postanowiliśmy kontynuować w moim mieszkaniu, aby uniknąć nie przyjemnych sytuacji. Postanowiliśmy zrobić popcorn z masłem i pooglądać komedię dla poprawienia humoru.
- aż taka słaba jesteś - rzekł rozbawiony.
- pożałujesz tego - odparłam zabierając mu okulary z nosa.
- ej... oddawaj je!
- jak mnie złapiesz... - krzyknęłam i zaczęłam uciekać jak najszybciej, aby mnie tylko nie złapał.
Na początku było ok, ale potem okazało się, że jednak nie jestem aż taka szybka. Josh dogonił mnie w parę sekund. Złapał w pasie i podniósł do góry. Pisnęłam, gdy poczułam jego dłonie na swoich biodrach. On zaś się tylko zaśmiał i przerzucił mnie przez swoje ramię. Zaczął mnie nieść nie przejmując się, że ludzie wokół patrzyli się na nas jak na wariatów. Waliłam go w plecy, prosiłam żeby mnie postawił z powrotem na ziemię, ale mnie kompletnie nie słuchał, tylko klepnął mnie w tyłem i szedł dalej.
Dopiero po kilkunastu minutach, gdy doszliśmy do parku postawił mnie na ziemi, albo mi tak się zdawało. Ponieważ zamiast pod nogami mieć chodnik... miała wodę, więc teraz stałam jak ta głupia po środku fontanny. A jakby jeszcze było mało, gdy chciałam z niej wyjść poślizgnęłam się i jak długa runęłam na dupę, mocząc się cała. Obrażona wyspowodziłam się z fontanny i odeszłam od niego, usiadając na pobliskiej ławce.
- jesteś na mnie zła? - spytał siadając obok.
- nie no z skąd... to nie przez ciebie jestem cała mokra, a ludzie gapią się na mnie, jakbym nie wiem czym była... - burknęłam i zrobiłam chwilową przerwę, a potem - ...oczywiście, że jestem zła, a wręcz wciekła na ciebie - walnęłam go pięścią w ramię - jak mogłeś wsadzić mnie do fontanny... oszalałeś? - krzyknęłam na niego.
- przepraszam, myślałem że to będzie zabawne.
- to źle myślałeś - wkurzona wstałam i zaczęła zmierzać w kierunku domu.
- zaczekaj!... - zatrzymał mnie łapiąc za rękę - ...nie gniewaj się... bardzo cię przepraszam, sądziłem że nie będziesz mieć nic przeciwko, zawsze wygłupialiśmy się i było super. Teraz też myślałem, że tak będzie... przepraszam.
- ok, nie gniewam się, ale proszę cię zawieź mnie do domu - poprosiłam.
Na niego nie potrafiłam się długo gniewać. Był dla mnie kimś bardzo ważnym. To najlepszy przyjaciel, jakiego miałam. Znamy się od małego i doskonale wiem jaki on jest, więc powinnam przewidzieć, że może takie coś się stać.
Już w lepszych humorach poszliśmy w stronę samochodu Josh'a, po czym wsiedliśmy i ruszyliśmy w kierunku mojego domu. W krótkim czasie byliśmy już na miejscu. Pożegnałam się z przyjacielem i wyszłam z auta. Pomachałam jeszcze jak odjeżdżał i skierowałam się do domu.
W momencie, gdy zbliżyłam się do drzwi, one otworzyły się z impetem i wyszedł z nich Zayn. Było widać, że nie jest w najlepszym humorze. Doskonale wiedziałam kiedy jest wściekły i w tym czasie na pewno był.
- Zayn, coś się stało? - zapytałam spokojnie.
- nie udawaj głupią - burknął.
- o co ci chodzi?
- jak mogłaś coś takie zrobić... sądziłem, że TY nie jesteś do tego zdolna - i wtedy mnie olśniło. Wiedziałam, że dowiedział się o wszystkim, tylko nie miałam jeszcze pojęcia jak - nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. Przespałaś z Harry'm... spokojnie o wszystkim mi powiedział - i tu mnie zamurowała. Harry mu powiedział, przecież błagał mnie, żebym nikomu o tym nie mówiła, a teraz sam się wygadał. To nie miało sensu.
- Zayn, ja ci to wszystko wytłumaczę.
- nie chcę tego słuchać! - krzyknął - powiedz mi tylko kiedy to się stało? - spoglądałam na niego ze łzami w oczach. Wiedziałam, że o już koniec - mowę ci odjęło... mów kiedy mnie zdradziłaś i to z moim przyjacielem? - warknął szarpiąc za ramiona.
- w dniu twojej imprezy urodzinowej - powiedziałam przez łzy.
- nie wierzę... sądziłem, że jesteś inną niż te wszystkie dziewczyny, a ty jesteś dokładnie taka sama, chodziło ci tylko o jedno.
- ja nie chciałam przysięgam... to jakoś samo wyszło... myślałam, że to ty... było ciemno... przepraszam.
- to koniec, nie chcę cię więcej widzieć. Jak wrócę ma cię tu nie być - rzekł, po czym odwrócił się, wsiadł w samochód i z piskiem opon odjechał.
Zapłakana ruszyłam do domu, gdzie od razu udałam się na górę. Weszłam prosto do łazienki, gdzie zobaczyłam siedzącego przy muszli klozetowej mizernego Harry'ego. Nie zważając na jego stan, zaczęłam na niego wrzeszczeć.
- jak mogłeś powiedzieć o wszystkim Zayn'owi, przecież sam nie chciałeś, abym ja mu o tym mówiła. Co się zmieniło? - on zaś nic nie powiedział, tylko z kwaszoną miną pochylił się i zwymiotował - ty jesteś kompletnie pijany - stwierdziłam i doszłam do wniosku, że pewnie się wygadał, jak miał zwyczaju gdy jest pijany.
Czym prędzej udałam się do sypialni, zamknęłam drzwi i opierając się o nie, zjechałam w dół. Nie wiedząc co robić wybuchłam płaczem. To był koniec. Zapłakana siedziałam w pokoju i nie umiałam zatrzymać słonych łez spływających po moich policzkach. Chciałabym cofnąć czas i nie zrobić tego co jednak zrobiłam, ale tak się nie da. Po jakiś kilkunastu minutach uspokoiłam się trochę. Wytarłam łzy,
złapałam za telefon i zadzwoniłam, do jedynej osoby, która w tej sytuacji była najbardziej odpowiednia. Po paru sygnałach usłyszałam dobrze mi znany głos.
- Pezz... proszę przyjedź po mnie... jak najszybciej... - wypowiadałam słowa między łzami, którymi pomału się już dławiłam.
- Tani, kochana co się stało? - spytała wystraszonym głosem.
- powiem ci wszystko jak przyjedziesz - wybełkotałam.
- dobrze za parę minut będę - rzekła i rozłączyła się.
Nie miałam innego wyjścia, tylko zacząć się pakować. Szybko wyciągnęłam walizkę z pod łóżka i pakowałam wszystko co znalazło mi się w dłoniach. Nagle przez przypadek strąciłam z szafki nocnej ramkę ze zdjęciem. Zatrzymałam się i podniosłam ją. Na zdjęciu byłam ja, a za mną obejmujący mnie Zayn. Zdjęcie zostało wykonane jak byliśmy na wypadzie w górach, pamiętam zrobił nam je Louis.
Oparłam się plecami o łóżko, nogi podciągnęłam do siebie i po raz drugi wybuchłam ogromnym płaczem chowając głowę w nogach. W pewnym momencie do pokoju weszła Perrie. Pomogła mi do końca spakować rzeczy i razem zeszłyśmy na dół. Byłam w takim stanie, że ledwo potrafiłam się poruszać. Wsiadłyśmy do samochodu i udałyśmy się do jej mieszkania.
- witaj Sophia - przywitałem się.
- cześć Liam.
- myślałem, że nie przyjdziesz.
- niby dlaczego?
- no nie wiem... myślałem, że mnie wystawisz.
- ja bym cię nigdy nie wystawiła - odpowiedziała i przez chwilę zapadła między nami cisza - dokąd idziemy? - zapytała przerywając milczenie.
- może po spacerujemy ulicami Londynu? - spytałem, a ona kiwnęła tylko głową zgadzając się.
Dzisiejszy dzień był piękny i słoneczny. Wiosna była w pełnym rozkwicie. Drzewa wypuszczały liście, przyroda budziła się do życia. Poszliśmy spokojnie porozmawiać i po spacerować w sąsiednim parku. Było to dla nas z pewnością lepsze niż siedzenie w dusznej kawiarni. Chodziliśmy po alejkach a ona opowiadała o sobie, co przez ten cały czas działo się u niej oraz o swoich problemach. Opowiadała, ja słuchałem i starałem się ją pocieszyć. Trzymałem ją za rękę i słuchałem uważnie.
W pewnym momencie objąłem ją, przytuliłem i poczułem jak całe zgromadzone w niej żale wypływają ze łzami... Czułem jak staje mi się coraz bliższa. Obejmowałem ją, po czym złożyłem pocałunek na jej policzku, a następnie niepewnie złączyłem nasze usta. Dopiero jak odwzajemniła pocałunek zaangażowałem się bardziej. Przywarłem do niej całując zdecydowanie pewniej i dołączając do tego swój język. Dłońmi obejmowałem ją coraz mocniej. Nagle oswobodziła się delikatnie i spojrzała na mnie.
- nie chcę, aby ktoś nas zobaczył w tym parku. Mogło, by to stworzyć głupie i niepotrzebne plotki a ja tego nie potrzebuję.
- masz rację, nie wiadomo, co można na drugi dzień znaleźć w gazecie - odparłem.
Spacerowaliśmy dalej trzymając się za ręce jak nastolatki. Dalszą rozmowę postanowiliśmy kontynuować w moim mieszkaniu, aby uniknąć nie przyjemnych sytuacji. Postanowiliśmy zrobić popcorn z masłem i pooglądać komedię dla poprawienia humoru.
Tatiana
- hehe... przestań, bo pęknę ze śmiechu - skarciłam Josh'a, który nie przestawał mnie rozśmieszać.- aż taka słaba jesteś - rzekł rozbawiony.
- pożałujesz tego - odparłam zabierając mu okulary z nosa.
- ej... oddawaj je!
- jak mnie złapiesz... - krzyknęłam i zaczęłam uciekać jak najszybciej, aby mnie tylko nie złapał.
Na początku było ok, ale potem okazało się, że jednak nie jestem aż taka szybka. Josh dogonił mnie w parę sekund. Złapał w pasie i podniósł do góry. Pisnęłam, gdy poczułam jego dłonie na swoich biodrach. On zaś się tylko zaśmiał i przerzucił mnie przez swoje ramię. Zaczął mnie nieść nie przejmując się, że ludzie wokół patrzyli się na nas jak na wariatów. Waliłam go w plecy, prosiłam żeby mnie postawił z powrotem na ziemię, ale mnie kompletnie nie słuchał, tylko klepnął mnie w tyłem i szedł dalej.
Dopiero po kilkunastu minutach, gdy doszliśmy do parku postawił mnie na ziemi, albo mi tak się zdawało. Ponieważ zamiast pod nogami mieć chodnik... miała wodę, więc teraz stałam jak ta głupia po środku fontanny. A jakby jeszcze było mało, gdy chciałam z niej wyjść poślizgnęłam się i jak długa runęłam na dupę, mocząc się cała. Obrażona wyspowodziłam się z fontanny i odeszłam od niego, usiadając na pobliskiej ławce.
- jesteś na mnie zła? - spytał siadając obok.
- nie no z skąd... to nie przez ciebie jestem cała mokra, a ludzie gapią się na mnie, jakbym nie wiem czym była... - burknęłam i zrobiłam chwilową przerwę, a potem - ...oczywiście, że jestem zła, a wręcz wciekła na ciebie - walnęłam go pięścią w ramię - jak mogłeś wsadzić mnie do fontanny... oszalałeś? - krzyknęłam na niego.
- przepraszam, myślałem że to będzie zabawne.
- to źle myślałeś - wkurzona wstałam i zaczęła zmierzać w kierunku domu.
- zaczekaj!... - zatrzymał mnie łapiąc za rękę - ...nie gniewaj się... bardzo cię przepraszam, sądziłem że nie będziesz mieć nic przeciwko, zawsze wygłupialiśmy się i było super. Teraz też myślałem, że tak będzie... przepraszam.
- ok, nie gniewam się, ale proszę cię zawieź mnie do domu - poprosiłam.
Na niego nie potrafiłam się długo gniewać. Był dla mnie kimś bardzo ważnym. To najlepszy przyjaciel, jakiego miałam. Znamy się od małego i doskonale wiem jaki on jest, więc powinnam przewidzieć, że może takie coś się stać.
Już w lepszych humorach poszliśmy w stronę samochodu Josh'a, po czym wsiedliśmy i ruszyliśmy w kierunku mojego domu. W krótkim czasie byliśmy już na miejscu. Pożegnałam się z przyjacielem i wyszłam z auta. Pomachałam jeszcze jak odjeżdżał i skierowałam się do domu.
W momencie, gdy zbliżyłam się do drzwi, one otworzyły się z impetem i wyszedł z nich Zayn. Było widać, że nie jest w najlepszym humorze. Doskonale wiedziałam kiedy jest wściekły i w tym czasie na pewno był.
- Zayn, coś się stało? - zapytałam spokojnie.
- nie udawaj głupią - burknął.
- o co ci chodzi?
- jak mogłaś coś takie zrobić... sądziłem, że TY nie jesteś do tego zdolna - i wtedy mnie olśniło. Wiedziałam, że dowiedział się o wszystkim, tylko nie miałam jeszcze pojęcia jak - nie udawaj, że nie wiesz o czym mówię. Przespałaś z Harry'm... spokojnie o wszystkim mi powiedział - i tu mnie zamurowała. Harry mu powiedział, przecież błagał mnie, żebym nikomu o tym nie mówiła, a teraz sam się wygadał. To nie miało sensu.
- Zayn, ja ci to wszystko wytłumaczę.
- nie chcę tego słuchać! - krzyknął - powiedz mi tylko kiedy to się stało? - spoglądałam na niego ze łzami w oczach. Wiedziałam, że o już koniec - mowę ci odjęło... mów kiedy mnie zdradziłaś i to z moim przyjacielem? - warknął szarpiąc za ramiona.
- w dniu twojej imprezy urodzinowej - powiedziałam przez łzy.
- nie wierzę... sądziłem, że jesteś inną niż te wszystkie dziewczyny, a ty jesteś dokładnie taka sama, chodziło ci tylko o jedno.
- ja nie chciałam przysięgam... to jakoś samo wyszło... myślałam, że to ty... było ciemno... przepraszam.
- to koniec, nie chcę cię więcej widzieć. Jak wrócę ma cię tu nie być - rzekł, po czym odwrócił się, wsiadł w samochód i z piskiem opon odjechał.
Zapłakana ruszyłam do domu, gdzie od razu udałam się na górę. Weszłam prosto do łazienki, gdzie zobaczyłam siedzącego przy muszli klozetowej mizernego Harry'ego. Nie zważając na jego stan, zaczęłam na niego wrzeszczeć.
- jak mogłeś powiedzieć o wszystkim Zayn'owi, przecież sam nie chciałeś, abym ja mu o tym mówiła. Co się zmieniło? - on zaś nic nie powiedział, tylko z kwaszoną miną pochylił się i zwymiotował - ty jesteś kompletnie pijany - stwierdziłam i doszłam do wniosku, że pewnie się wygadał, jak miał zwyczaju gdy jest pijany.
Czym prędzej udałam się do sypialni, zamknęłam drzwi i opierając się o nie, zjechałam w dół. Nie wiedząc co robić wybuchłam płaczem. To był koniec. Zapłakana siedziałam w pokoju i nie umiałam zatrzymać słonych łez spływających po moich policzkach. Chciałabym cofnąć czas i nie zrobić tego co jednak zrobiłam, ale tak się nie da. Po jakiś kilkunastu minutach uspokoiłam się trochę. Wytarłam łzy,
złapałam za telefon i zadzwoniłam, do jedynej osoby, która w tej sytuacji była najbardziej odpowiednia. Po paru sygnałach usłyszałam dobrze mi znany głos.
- Pezz... proszę przyjedź po mnie... jak najszybciej... - wypowiadałam słowa między łzami, którymi pomału się już dławiłam.
- Tani, kochana co się stało? - spytała wystraszonym głosem.
- powiem ci wszystko jak przyjedziesz - wybełkotałam.
- dobrze za parę minut będę - rzekła i rozłączyła się.
Nie miałam innego wyjścia, tylko zacząć się pakować. Szybko wyciągnęłam walizkę z pod łóżka i pakowałam wszystko co znalazło mi się w dłoniach. Nagle przez przypadek strąciłam z szafki nocnej ramkę ze zdjęciem. Zatrzymałam się i podniosłam ją. Na zdjęciu byłam ja, a za mną obejmujący mnie Zayn. Zdjęcie zostało wykonane jak byliśmy na wypadzie w górach, pamiętam zrobił nam je Louis.
Oparłam się plecami o łóżko, nogi podciągnęłam do siebie i po raz drugi wybuchłam ogromnym płaczem chowając głowę w nogach. W pewnym momencie do pokoju weszła Perrie. Pomogła mi do końca spakować rzeczy i razem zeszłyśmy na dół. Byłam w takim stanie, że ledwo potrafiłam się poruszać. Wsiadłyśmy do samochodu i udałyśmy się do jej mieszkania.
_____________________________________________________
Nie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńNie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
To nie mogło się stać, nie,nie,nie,nie! to się wcale nie dzieje!
Harry Ty pieprzony dupku, kretynie! To wszystko jego wina, gdyby nie pchał się jej wtedy do łóżka to nic by teraz nie było. Kurwa no! Ale mi się chce płakać. Po prostu nie wierzę w to co czytam.
Owszem rozdział jest dobrze napisany, ale jest mi smutno i mam nadzieję, że sytuacji między Tani a Zaynem się poprawi i Zayn jej to wybaczy, w końcu to tak jakby nie jej wina, to Harry wpakował się jej do łóżka! Kretyn!
Przepraszam, czekam na kolejny z wielka niecierpliwością :)