poniedziałek, 28 października 2013

# 38

Zayn
- ktoś do mnie dzwoni - poczułem wibracje w kieszeni, w której miałem telefon, a po chwili usłyszeliśmy narastający dźwięk mojego dzwonka.
          Louis pośpiesznie wjechał na mijany właśnie przy sklepowy parking, stanął wzdłuż krawężnika i wyłączył silnik. Drżącą ręką wyciągnąłem telefon z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz - to Tani - spojrzałem na chłopaków i odebrałem połączenie.
- Zayn - usłyszałem jej głos.
- Tani, są z tobą dziewczyny? - zapytałem wpierw chcąc ustalić, że wszystkie są całe i zdrowe.
- tak - potwierdziła - jesteśmy razem.
- dzięki bogu - głęboko odetchnąłem. Z mojej reakcji chłopcy musieli wnioskować już odpowiedź. Szczęśliwy, że wszystko jest w porządku, a przynajmniej na razie ta jedna rzecz.
- Zayn, co się dzieje? Dlaczego tak dzwoniliście? - zapytała.
- lawina - odpowiedział - a Peggie mówiła Harry'emu, gdzie chcecie dzisiaj pojechać.
- to prawda, miałyśmy taki zamiar, ale zatrzymali nas... policja nie wpuszcza nikogo na teren osypu lawiny.
- czyli nie dotarłyście tam? - upewniłem się.
- nie, zeszło nam trochę w centrum.
- to czemu nie odbierałyście telefonów? - zapytałem z wyrzutem.
- wyciszyłyśmy je na chwilę bo non stop tu w centrum automatycznie zmieniała nam się sieć co było nad wyraz denerwujące.
- na chwilę? - spytałem - od dwóch godzin próbujemy się z wami skontaktować. 
- gdzie jesteście? - przerwała moje pełne wyrzutów przesłuchanie.
- wracamy do centrum.
- to jedźcie do hotelu, my też wracamy to spotkamy się na miejscu dobrze.
- ok! - potwierdziłem - a... Tani?
- tak?
- dobrze cię słyszeć - mój głos złagodniał.
- ciebie także... - za pewne uśmiechnęła się - wracajcie szybko.
          Pożegnałem się i rozłączyłem. Schowałem telefon do kieszeni, ale pomimo, że wszystko się wyjaśniło nie ruszyliśmy z miejsca. Przez głowę przemykało mi tylko jedno - są całe i zdrowe, nie dotarły do tego na tę chwilę tak niebezpiecznego miejsca - głęboko oddychałem próbując się uspokoić. Czułem jak całe zdenerwowanie, cały ten stres, wszystkie emocje... jak wszystko ze mnie schodzi.
- Zayn - usłyszałem Harry'ego, a po chwili poczułem jego dłoń na swoim ramieniu. Podniosłem głowę i spojrzałem na przyjaciela - już wszystko w porządku - Harry uśmiechnął się.
- jedźmy już, bo cały dzień będziemy się mijali - stwierdził Liam.
- dobrze mówi, Louis - Harry szturchnął jego siedzenie - jedź już bo teraz to one będą nam wypominać spóźnienie - mówiąc to spojrzał na Niall.
- dzięki - żachnął Horan.
- do usług - roześmiał się Hazz.
- już, już -  Liam odwrócił się do nas - spokojnie dzieci, tatuś już jedzie - spojrzał wymownie na Louis'a.
- dobre, naprawdę dobre mamusiu - roześmiał się Louis.
          Przekręcił kluczyk w stacyjce, zapalił silnik i ponownie wjechał na drogę kierując się bezpośrednio do hotelu. Gdy już tam dotarliśmy zaparkował na tyłach parkingu i zadzwonił do firmy wynajmującej samochody, że nie odstawia jeszcze wozu na miejsce, ale przedłuża jego wynajem o co najmniej jutrzejszy dzień. 
- idziemy? - coraz bardziej się niecierpliwiłem. Przeskakiwałem z nogi na nogę czekając, aż Louis zamknie sprawę auta i ewakuują się z parkingu.
- tak - potwierdził Tomlinson chowając telefon z powrotem do kieszeni - możemy iść.
          Pośpiesznie weszliśmy do hotelu rozglądając się dookoła za dziewczynami. Nie wiedzieliśmy na 100% czy już dotarły, ale podejrzewaliśmy, że tak. Sporo bowiem wyjechały wcześniej przed nami. Nie znalazłszy ich w kawiarni złapaliśmy windę i pojechaliśmy na górę.
- powinny już być co nie? - zapytał Niall pukając do drzwi ich pokoju.
- powinny, ale czy... - zaczął Harry, ale nie dokończył, bo w drzwiach ukazała się Peggie. Od razu znalazła się w jego objęciach.
- gdybym wiedziała, że aż tak się stęsknisz... - zaczęła.
- wiesz jak się bałem? - przerwał jej.
          Zaraz za nim do pokoju wszedłem ja i podobnie jak Harry gdy tylko zobaczyłem Tani przygarnąłem ją do siebie i długo nie wypuszczałem z objęć. Podobnie postąpili Louis i Liam. 
- czy wyście powariowały? - wzburzony Niall spojrzał na dziewczyny.
- Niall -  Payne chciał go uspokoić.
- wiecie jak się martwiliśmy? co czuliśmy gdy nie mogliśmy się do was dodzwonić? kiedy żadna z was... 
- Niall! - Harry krzyknąwszy w końcu przerwał jego tyradę oskarżeń.
- przepraszam - zmitygował się po chwili.
- najważniejsze, że jesteście całe i zdrowe - powiedziałem.
          Puściłem w końcu Tani i wyswobodziłem się z kurtki oraz wszelkiej innej zimowej garderoby i usiadłem na kanapie. Zaraz za mną reszta zrobiła to samo.

Tatiana
          Po ciężkim dniu, który na szczęście skończył się dobrze, chłopcy zadecydowali, że więcej nie pozwolą nam nigdzie pójść samych. Dlatego postanowili, że dzisiejszego dnia zabierają nas na stok i nauczą jeździć na desce. My po chwilowej niezgody i nie zadowolenia ustąpiłyśmy. Ubraliśmy się, zjedliśmy porządne śniadanie i udaliśmy się do holu.
- Zayn, przyniósł byś mi dodatkowy sweter, bo coś czuję, że jeszcze zanim dotrę na górę zamienię się w bryłę lodu - rzekłam do mojego chłopaka.
- już kochanie zaraz będę - ucałował mnie i udał się na górę.
          Musiałam coś wymyślić, aby choć na chwilę się go pozbyć. Gdy tylko oddalił się od nas odwróciłam się do pozostałych.
- posłuchajcie, nie mamy dużo czasu. Wiecie, że Zayn za dwa tygodnie ma urodziny - powiedziałam na co reszta przytaknęła - i pomyślałam, że urządzilibyśmy mu imprezę niespodziankę.
- to świetny pomysł, tylko gdzie? - zapytała moja sis.
- może w jego ulubionym klubie - odparł Louis.
- zajmiesz się tym? - spytałam go, na co odpowiedział krótkim "yes" - dzięki, Harry zajmiesz się zaproszeniami. Ty znasz lepiej jego znajomych niż ja... a i Peggie ci w tym pomoże... dziewczyny dekoracja należy do was... - zwróciłam się do Dan i Els - Liam zajmiesz się muzyką... a Niall catering oraz Lou ci pomoże. Za to ja zajmę go czym przez dzień, a potem przywiozę na miejsce.
          Po uzgodnieniu wszystkiego co każdy ma do zrobienia czekaliśmy w ciszy na Zayn'a, który kilka minut później pojawił się. Ubrałam sweter i ruszyliśmy na stok. Na miejscu chłopcy zaczęli nas uczyć jazdy na desce. Nie powiem szło im dobrze. Dziewczyny na początku bały się ruszyć z miejsca, ale z pomocą po jakimś czasie zjechały.
          Dyskretnie spojrzałam na Peggie, która od razu wiedziała o co mi chodzi. Widziałam jak po wstrzymuje się od wybuchnięcia śmiechem. Z deską w ręce podeszłam do niej. Szepnęłam jej kilka słówek na ucho i zakładając deskę spojrzałam na chłopców. Danielle i Eleanor zjechały już z chłopcami i teraz przyszła kolej na nas.
- gotowe? - zapytał nas Hazza podchodząc do nas.
- jak nigdy - rzekłam i odwróciłam się do Peggie. Uśmiechnęłam się do niej, na co ona krzyknęła głośno.
- kto pierwszy na dole!
          Nie czekając na chłopców ruszyłyśmy slalomem w dół stoku. Za sobą usłyszałyśmy tylko jęki nie zadowolenia naszych mężczyzn. Zadowolone dotarłyśmy na miejsce gdzie stał Louis z Liam'em. Po chwili pojawił się Harry oraz Zayn. Widać było, że nie są zbytnio szczęśliwi.
- co to miało być? - zadał pytanie Styles.
- jazda na desce - odpowiedziała mu spokojnie siostra.
- przecież nie potraficie jeździć - stwierdził mój chłopak.
- kochanie to wy wmówiliście sobie, że nie umiemy - powiedziałam podchodząc do niego.
- co roku jeździliśmy z rodzicami w góry - wtrąciła Peggie również zbliżając się do Harry'ego.
- od małego potrafimy jeździć na desce  - dodałam.
- wiecie jak baliśmy się o was? Po wczorajszym jeszcze nie ochłonęliśmy - rzekł Zayn
- oooo - westchnęłam i złączyłam nasze usta w pocałunek, lecz przerwał nam czyiś krzyk.
- aaaaaa!!!
______________________________________________________

Cześć wszystkim!!!

Kolejny rozdział, po trochę dłuższym czasie, ale tylko dlatego, że czekałam aż pojawi się tych 6 wyczekujących komentarz. Za to są tylko 3 co bardzo mnie zasmuciło. Mam wrażenie, że coraz mniej osób czyta moje opowiadanie. Fakt, od początku dużo ich nie było, ale teraz już prawie nikt. Proszę, a wręcz błagam jak tylko ktoś wyjdzie tu i przeczyta to niech zostawi po sobie jakiś ślad.


Stara zasada CZYTACIE = KOMENTUJECIE

niedziela, 13 października 2013

# 37

Louis
- próbujcie dalej dzwonić - wyciągnąłem z kieszeni spodni kluczyki od samochodu i wsiadłem za kierownicę - Niall - zwróciłem się jeszcze do niego - ty dzwoń do Els, nie mogę równocześnie prowadzić i dzwonić, nie mam zestawu słuchawkowego.
- jasne już dzwonię - wyciągnął swój telefon i wystukał numer Calder.
          Włożyłem klucz do stacyjki, przekręciłem i po chwili silnik samochodu zaskoczył. Ostrożnie wycofałem z parkingu i wjechałem na główną drogę. Trzeba przyznać, że kiedy trzeba miałem twardą nogę i kiedy trzeba potrafię depnąć na pedał gazu. Nie zważając na znaki drogowe... no prawie nie zważając na nie gdzie tylko się dało jechałem ponad 100/h. Chłopaki nadal próbowali się dodzwonić do dziewczyn jednocześnie nawigując mnie by jak najszybciej dotrzeć na miejsce.
- Louis, zwolnij - krzyknął Liam dostrzegając na horyzoncie policyjny patrol.
- cholera, co oni tam robią - ściągnąłem nogę z gazu i przycisnąłem delikatnie hamulec. A po przejechaniu jeszcze kilku metrów dołączyłem do kolumny samochodów, które powoli płynnym ruchem podjeżdżały jak się okazało do policyjnej blokady. Policjanci, a dokładniej dwoje funkcjonariuszy austriackiej drogówki zawracali każdy samochód i kierowali na dostępne objazdy. Nikt, absolutnie nikt nie mógł tędy przejechać.
- Panowie zawracamy - usłyszeliśmy o dziwo w swoim języku.
- ale my musimy tam pojechać - Liam zaczął tłumaczyć ich sytuację.
- nie ma mowy, do czasu zakończenia akcji ratunkowej i wymuszenia mechanicznego zejścia pozostałości po lawinowej nikt nie ma prawa wjazdu na ten teren.
- Pan nie rozumie... - Zayn wtrącił się do rozmowy.
- bez dyskusji... - funkcjonariusz krótko uciął rozmowę - proszę wycofać i nie blokować trasy - nakazał nam i wrócił do swojego towarzysza, który instruował kolejnych podjeżdżających kierowców.
- niech to diabli! - zacisnąłem ręce na kierownicy i spojrzałem przed siebie - a jeśli one tam są? - zastanawiałem się w duchu - co robić? co robić? cholera... - westchnąłem - przez tych baranów siłą nie przejedziemy - mruknąłem i mimo wszystko raz jeszcze spojrzałem na policjanta w nadziei, że może jednak nas przepuści, ale ten niestety pokiwał tylko przecząco głową, był nieugięty. Nie pozostawało więc nic innego jak zrobić to co nam kazał. Wrzuciłem bieg i powoli ruszyłem we wskazaną przez policjanta ulicę z której miałem zawrócić by móc z powrotem wjechać na drogę, z której przyjechaliśmy.
- co z tymi telefonami? - zapytałem gdy już byliśmy poza zasięgiem patrolu - dalej nic? - mój głos wyrażał kompletną frustrację.
- nic... niestety nic - Niall położył mi rękę na ramieniu - zastanówmy się co dalej?

Harry
- Harry - odezwał się Zayn - powiedziałeś, że dzwoniła do ciebie Peggie.
- tak - potwierdziłem.
- co dokładnie mówiła? że co będą robiły? - zapytał.
Przez chwilę zastanawiałem się usiłując przypomnieć sobie słowa mojej dziewczyny.
- mówiła, że robią wypad na miasto, że idą w teren i że... - zawiesiłem głos.
- i? - dopytywał Zayn - Harry, mówże! 
- mówiła, że jadą na północną stronę miasta - dokończyłem.
- ale wcześniej był wypad na miasto tak? - zapytał Niall.
- tak - potwierdziłem.
- mam nadzieję, że one tu w ogóle nie dotarły, że nie zdążyły - odezwał się głucho Louis kierując samochód w stronę centrum.

Margaret
- Tani łap taksówkę! - krzyknęłam do sis gdy ta jako pierwsza wyszła z centrum handlowego.
          Wraz z Els wyszłyśmy niemal tuż za nią, każda w odstępie 2, 3 minut po przejściu przez kasy. Uwielbiałyśmy zakupy choć nawet niekoniecznie chodziło o kupowanie, to co mogłyśmy robić wręcz godzinami to chodzić po sklepach, oglądać i przymierzać, a gdy znalazłyśmy jakąś perełkę zakupową dopiero wtedy w ruch szły pieniądze bądź karty kredytowe. No i trzeba przyznać, że i tym razem zeszło nam trochę czasu na przejściu przez kilkanaście sklepów usytuowanych w centrum miasta. 
- mam! - zaraz po wyjściu z budynku zobaczyłyśmy uśmiechniętą Tani, która stała tuż obok charakterystycznego samochodu z napisem "taxi" na dachu. Pośpiesznie zapakowałyśmy pakunki do jego bagażnika i wsiadły do niego. Tani z przodu obok kierowcy, a ja, Dan i Els z tyłu. 
- dokąd jedziemy? - zapytał je taksówkarz.
- do wejścia na szlaki - odpowiedziała Dan - północna strona miasta.
- robi się - uśmiechnął się i po chwili włączył się do ruchu.
          Po kilkunastu minutach jazdy jako że z samego centrum do północnej strony miasta nie było, aż tak daleko prawie dojechałyśmy do celu... prawie, bo natrafiłyśmy na policyjną blokadę.
- co się dzieje? - taksówkarz zapytał po austriacku policjanta kierującego ruchem.
- zeszła nie spodziewanie lawina śnieżna - wyjaśnił - wyciągnęli już 2 przysypane osoby, a teraz biorą się za rozmieszczenie ładunków.
- coś nie tak? - zapytałam, dopiero orientując się, że nas zatrzymali.
- nie przejedziemy - wytłumaczył taksówkarz już po angielsku.
- jak to? dlaczego? - Dan i Els również nie wiedziały dlaczego zostałyśmy zatrzymani.
- w tym miejscu zeszła lawina. Niemal pół terenu zostało przysypane kilku nastoma metrami śniegu, który zszedł z najwyższych szczytów, dlatego lawina była nie kontrolowana, na takiej wysokości trudno o rozmieszczenie jakichkolwiek czujników. Akcja ratunkowa dobiegła już końca , ale teraz muszą mechanicznie doprowadzić do zejścia pozostałości po tej lawinie - wyjaśnił policjant.
- mechanicznie? - zapytałam.
- wysadzą ją ładunkami wybuchowymi.
- czyli nici z wędrówkami? - Tani spojrzała na niego.
- dzisiaj na pewno tak, przykro mi moje panie - uśmiechnął się lekko jak na te przykre okoliczności.
- to nic, dziękujemy za informacje - podziękowałyśmy, a taksówkarz zawrócił kierując się z powrotem do centrum.

Eleanor
- to co robimy? - Tani odwróciła się i spojrzała na nas.
- poczekajcie, zadzwonię do Zayn'a i zobaczymy co u nich. Może zmęczenie już ich pokonało i będziemy mogli się gdzieś razem spotkać - uśmiechnęłam się. Po krótkiej chwili szukania w plecaku wyciągnęła telefon i włączyłam go - o rany! - zdziwiona spojrzałam na wyświetlacz.
- co się stało? - Dan zaglądała mi przez ramię na wyświetlacz telefonu - zepsuł się?
- nie, tylko... - spojrzałam na licznik połączeń - 30 nieodebranych połączeń od Louis'a i Niall'a.
- podejrzane - mruknęła Peggie - musieli bardzo czegoś chcieć, bo nie dzwonili by tyle razy.
- ech... - westchnęłam - raz wyciszyłam telefon przez te denerwujące zmiany sieci, a tu świat się wali i musisz być dostępna.
- czekaj, zobaczę u siebie - Tani sięgnęła po swój telefon.
- ja również - to samo zrobiła Peggie.
- identycznie - Danielle spojrzała na wyświetlacz - 35 nieodebranych połączeń z tymże od Liam'a.
- a ja od Zayn'a - Tani zaczęła się już trochę martwić.
          Ot tak by tak intensywnie do nas nie dzwonili, a tylko na godzinę wyciszyłyśmy telefony.
- dzwonię do Zayn'a - zdecydowała Tani - zaraz ustalimy co się dzieje - kliknęła w jedno połączenie Zayn'a do niej i zaraz dzięki temu wykonała połączenie odwrotne.
- już wiem - odezwała się Peggie.
- co wiesz? - spojrzałam na nią.
- nie skojarzyłam od razu, chodzi im pewnie o tę lawinę.
- dlaczego tak myślisz? - próbowałam dociec jej toku myślenia.
- bo gdy rano dzwoniłam do Harry'ego to mówiłam mu, że chcemy tam pojechać.
- zaraz się dowiemy co i jak gdy Tani dodzwoni się do Zayn'a - preferowałam nad konkretnym źródłem informacji, a takowych na pewno udzielą im chłopaki.
______________________________________________________

Cześć, mamy kolejny rozdział. Nie będę się rozpisywać tylko czekam na wasze komentarze, piszcie co sądzicie o tym rozdziale. No i zauważyłam, że coraz mniej osób czyta moje wypociny, a jeszcze mniej zostawia komentarz. Cztery osoby, to bardzo mało. 

Zatem jak pojawi się 6 komentarzy to dodam kolejny rozdział.

Pozdrawiam :D

sobota, 5 października 2013

# 36

Margaret 
          Huk... ciągły, uparty, nieznośny. To określenia, które najszybciej przychodziły na myśl człowiekowi nagle wyrwanemu z błogiego snu. Tak właśnie czułam się w tym czasie. Ktoś uparcie pukał, nie... po chwili już walił w drzwi chcąc chyba postawić na nogi cały hotel. 
- nie no, tak w środku nocy się dobijać? - mruknęłam, po czym wstałam, ubrałam na siebie lekki szlafrok i otworzyłam drzwi. W ostatnim momencie złapałam rękę jak się okazało Louis’a, który nadal walił w drzwi nie zwróciwszy uwagi, że już zostały one otwarte.
- Lou, czego ty chcesz? - zapytałam go z wyrzutem głośno ziewając.
- co wy jeszcze śpicie? - spytał Harry podchodząc do Louis’a.
- jest... - zerknęłam na wiszący na ścianie zegar - 7 rano, dajcie nam pospać.
- co jest? - Liam wraz z Ziall’em dołączyli do chłopców.
- dziewczyny jeszcze śpią - wyjaśnił im Tommo.
- i wygląda na to, że za żadne skarby nie wyciągniemy ich z łóżek - roześmiał się Hazz.
- za jakieś 2, 3 godziny pewnie same wstaniemy - odpowiedziałam.
- dobra, to my lecimy na stok... - wyjaśnił Liam - w razie co jesteśmy pod telefonami.
- ok, przyjęłam do wiadomości, zakodowałam i przekażę - uśmiechnęłam się - a teraz spadajcie już!
- pa skarbie - Harry pocałował mnie w policzek i po chwili całą piątką zniknęli w windzie.

Tatiana
- Peggie chodź już - krzyknęłam czekając z dziewczynami.
          Stałyśmy przy drzwiach naszego pokoju ubrane, z plecakami na ramionach i gotowe do wyjścia. Chciałyśmy jak najszybciej wyjść z hotelu. Miałyśmy bowiem plany niemal na cały dzień. Znając chłopaków gdy tylko trafią oni na stok tak szybko z niego nie zejdą. Dlatego postanowiłyśmy, że same z organizujemy sobie dzień.
          Śniadanie, a potem wypad na miasto. Trochę pozwiedzamy, obskoczymy centra handlowe, by zrobić pamiątkowe zakupy, a także pojedziemy na północną stronę Alp, by pochodzić szlakami. Wiadomo, że chłopcy zbytnio nie są wylewni do tak długiego chodzenia, dlatego idziemy same... może nie do końca, bo z inną grupą. 
          Pogoda idealnie dopisała jak na austriackie warunki, owszem było mroźnie, ale bardzo słonecznie. Także zaraz po zjedzonym śniadaniu tylko na chwilę wróciłyśmy do pokoju by ubrać się cieplej i wziąć potrzebne rzeczy. 
          Zabrałyśmy wszystko i wyszłyśmy na korytarz, zamykając za sobą drzwi. Zeszłyśmy do holu kierując się do drzwi wyjściowych. 
- idziemy do chłopaków czy tylko powiadamiamy ich o swoich planach? - spojrzałam na swoje towarzyszki.
- chcę się nam iść na stok, tylko po to żeby powiedzieć im, że spadamy na miasto? - zapytała Els.
- nie! - zaprzeczyłyśmy roześmiane.
- dobrze - odparła Peggie wyciągając z kieszeni telefon - zadzwonię do Harry'ego, a on przekaże co i jak pozostałym - wystukała odpowiedni numer i przyłożyła telefon do ucha.

Margaret
- co jest słońce? - zapytał roześmiany.
- cześć kochanie, chciałam ci tylko powiedzieć, że nasza damska czwórka wybywa na miasto. Idziemy w teren.
- nie wpadniecie do nas? - jego ton głosu automatycznie się zmienił. Wyraźnie posmutniał. 
- kochanie, wy szalejecie na deskach, my sobie też znalazłyśmy zajęcie. Zobaczymy się wieczorem.
- dopiero wieczorem?
- nie marudź tylko słuchaj - skarciłam go - jedziemy na północną stronę gór na szlaki połazić. Przekaż co i jak gdyby pozostali pytali.
- dobrze... jak ich dogonię to im powiem - pożegnałam się i rozłączyłam.
- taki maruda z tego Harry'ego? - zapytała Danielle.
- mieli nadzieję, że do nich dołączymy - uśmiechnęłam się.
- tak, będę ich pieszo goniła gdy oni na tych deskach będą śmigali z 60/h - roześmiała się Els. 
- ok w drogę dziewczyny, ruszamy - poganiała nas Tani.
Roześmiane wsiadłyśmy do taksówki i pojechałyśmy do wybranego celu.

Zayn
          Po około 2 godzinach jazdy zmęczeni, jako że dawno nie mieliśmy okazji, aż tak szaleć zrobiliśmy sobie krótką przerwę w kawiarni z lokalizowanej na stoku, która zapewne miała wspierać i pokrzepiać turystów zarówno takich jak my, przyjezdnych jak i miejscowych Austriaków.
- zakwasy murowane - mruknął Harry.
- aż tak się zastałeś? - zaśmiałem się - Niall'owi się nie dziwię. Nie ćwiczy tak dużo jak ty, więcej siedzi i wcina co popadnie.
- wypraszam sobie - burknął Horan.
- a co nie jest tak?
          Nagle usłyszeliśmy głośny dźwięk syreny. Najpierw jednej, a potem... raz po raz ich dźwięk zagłuszał prowadzone na stoku rozmowy. Rozejrzeliśmy się dookoła i zauważyliśmy dziwne poruszenie na drogach. Samochody pogotowia ratunkowego i wozy strażackie mknęły jeden za drugim w niewiadomym celu.
          Zadarliśmy głowy do góry spoglądając w niebo, nad naszymi głowami przemknęły 2 helikoptery ratunkowe. 
- co się dzieje? - zapytał Lou rzucając w przestrzeń to w tej chwili tak istotne pytanie. 
- na skraju miasta zeszła lawina... - wyjaśnił nam jakiś mężczyzna stojący w progu kawiarni - niestety nie kontrolowana, ponoć pociągnęła za sobą ludzi.
- z której strony miasta? - zapytał nagle Harry.
- od północnej strony Alp, tam gdzie jest wejście do większości szlaków.
- Harry, co jest? - zapytał go Liam widząc jak ten jest poruszony tą wiadomością.
- dziewczyny tam pojechały - spojrzał na niego.
- gdzie pojechały? - zapytałem.
- na północną stronę miasta - wyjaśnił zdenerwowany Styles - dzwoniły jakąś chwilę temu powiedzieć nam, że jadą do miasta trochę pozwiedzać i Peggie powiedziała, że... - urwał.
 - dzwoń do niej - zasugerował Payne - ja spróbuje do Danielle, a wy spróbujcie się dodzwonić Tani i Els  -  spojrzał na mnie i Louis'a.
          Pośpiesznie wyciągnęliśmy telefony, szybkim spojrzeniem sprawdziliśmy czy tu w górach jest zasięg, po czym każdy z nas przyłożył aparat do ucha. Jeden sygnał... drugi... potem trzeci... nic... głucha cisza.
- nie odbiera - krzyknął Louis raz po raz wybierając numer Eleanor.
- ja mam to samo - odezwał się Liam
- cholera - jęknąłem lekko wkurzony, próbując jeszcze raz dodzwonić się do Tani. 
- Harry - Louis podszedł do niego - jak u ciebie?
- nic - mruknął wystraszony - głucha cisza.
- niech to! - krzyknął Tommo - co się z nimi dzieje?
- Zayn - spytał mnie Niall, ale ja nie słuchałem - Zayn? - szturchnął mnie, gdy nie zareagowałem.
          Stanął przede mną, bo kompletnie z nie ruchomiałem. Z telefonem przy uchu uparcie próbowałem dodzwonić się do Tani - Zayn! - krzyknął w końcu. 
- co? - zacisnąłem mocno rękę na telefonie by zapanować nad jej drżeniem i spojrzałem nieobecnym wzrokiem na niego.
- skup się stary... - złapał mnie za ramiona - musimy do nich pojechać.
- tak - otrząsnąłem się po pierwszym szoku - jedziemy - zdecydowałem szybko.
          Pośpiesznie zeszliśmy ze stoku, ekspresowo dotarliśmy do terenowego vana, który wynajęliśmy na ten dzień i po wrzuceniu całego sprzęt do bagażnika ruszyliśmy.
______________________________________________________

TA DAM!!!! Kolejny rozdział za nami.

Trochę się porobiło. Jak myślicie czy dziewczyną coś się stało? A może są całe i zdrowe? Tego dowiecie się w następnych rozdziałach. 

Mam nadzieję, że się podoba i zostawicie opinie co o nim sądzicie. 

Czekam na wasze komentarze :)

Dziękuję za wszystkie jakie zostawiliście pod wcześniejszym.

Chociaż mogło być ich więcej. Jesteście kochani <3

wtorek, 1 października 2013

# 35

Tatiana
          Wyszłam z windy i zmysłowym krokiem kierowałam się w stronę pokoju, przesuwając w tym samym czasie koniuszki palców po ścianie. Gdy doszłam, otworzyłam drzwi i odwróciłam się przodem do chłopaka. Przygryzłam usta i opierając się ściągnęłam szpilki. Rzuciłam je na podłogę i palcem wskazującym pokazałam mu coś w rodzaju „chodź za mną”.
          Weszłam do pokoju. Stanęłam na przeciw lustra wiszącego na ścianie. Szybkim ruchem głowy, przerzuciłam swoje włosy na lewe ramię. Zayn podszedł do mnie i objął od tyłu na wysokości moich bioder. Delikatnie musnął ustami ramię i składał kolejne pocałunki, zbliżając się przy tym do szyi. Spojrzałam na lustro, w jego odbiciu widziałam każdy ruch chłopaka. Delikatnie przygryzł moje ucho i szeptał czułe słówka, wodząc przy tym palcem wskazującym po szyi. Dostałam gęsiej skórki. Zayn jednym zwinnym ruchem odwrócił mnie. Chwycił mój podbródek i pocałował z niemałą namiętnością. Delikatnie podskoczyłam, a on złapał mnie za uda. Oplotłam swoje nogi wokół jego brzucha, nie przestając go całować.
          Podszedł i położył mnie delikatnie na łóżku. Rozsunął zamek sukienki, po czym rzucając ją w kąt. Obdarowywał moje ciało pocałunkami. Widać było, że Malik był bardzo spragniony, bo wręcz rzucił się na mój stanik. Całował moje piersi, ssał sutki. Teraz całował mnie przesuwając usta kolejno na mą szczękę, szyję, dekolt...
          Poddałam się całkowicie temu co robił, ale nie chcąc być mu dłużna podniosłam się lekko i pozbawiłam jego tors bluzki, po którym od razu zaczęłam błądzić dłońmi. W ten sposób w ciągu kilku minut, a może sekund... nie przerywając pocałunków leżeliśmy błądząc nawzajem dłońmi po swoich ciałach.
          Odsunęłam się od niego lekko i pchnęłam go na poduszki. Zaczęłam obsypywać pocałunkami jego tors, co jakiś czas zostawiając ślady w postaci malinek. Schodząc coraz niżej, bardziej czułam jego erekcję rosnącą na moim brzuchu. Nie chcąc go dłużej męczyć zsunęłam z niego zbędny materiał i wzięłam jego "przyjaciela" w dłoń. Nie udało mu się ukryć westchnięcia, co mnie cholernie usatysfakcjonowało i utwierdziło w przekonaniu, że robię to dobrze. Poruszałam coraz szybciej, co w rezultacie otrzymałam jęk w postaci mojego imienia i wiązanki przekleństw. Widziałam jak jego erekcja zaczyna niebezpiecznie drżeć, biodra automatycznie powędrowały w górę. Kiedy czułam, że już naprawdę wiele nie brakuje zaprzestałam cokolwiek robić, wspięłam się do góry i złączyłam nasze usta po raz setny już dzisiaj w namiętnym pocałunku.
          Zayn wykorzystując chwilę, nie rozdzielając ze sobą naszych warg zamienił nas miejscami i zawisł nade mną, jedną ręką podpierając się na poduszce zaraz obok mojej głowy, a drugą wsuwając pod dolną część mojej bielizny, zaczął drażnić mój czuły punkt. Następnie zdjął moje koronkowe majtki i całował wewnętrzną stronę moich ud. Rozchylił powoli moje nogi i wprowadził język do mojej pochwy. Jego postawione na żelu włosy łaskotały mnie w brzuch. Zawsze zastanawiało mnie to, że mimo, że Zayn był po kąpieli jego włosy zawsze były ułożone... magia? Nie, raczej nie, ale to co on robił swoim językiem zdecydowanie było magią. Wyginałam plecy z przyjemności, a jego jeszcze bardziej pobudzało to do zabawy. Kiedy już doprowadził mnie do szaleństwa swoim językiem, postanowił dłużej nie czekać. Założył prezerwatywę i delikatnie wszedł we mnie.
          W powietrzu kipiało pożądaniem. Każdy jego ruch był wypełniony zdecydowaniem, ale i delikatnością. Poruszał swoimi biodrami z taką gracją. Poruszał się delikatnie i powoli, ale z czasem wszystko działo się w zawrotnym tempie i czułam się niesamowicie, zwłaszcza kiedy miałam świadomość tego, że on czuje to samo co potwierdzały dźwięki jakie z ciebie wydawał, a najpiękniejsze było to, że miałam go przy sobie, kochałam go i miałam 100% pewność, że on mnie też. Przyśpieszał ile się jeszcze dało i czułam, że wiele nie brakuje nam obojgu do końca. Moje przeczucia okazały się słuszne, kiedy kilka chwil później doszliśmy równocześnie. Ułożył się obok mnie, przykrywając kołdrą, wtuliłam się w niego i automatycznie odpłynęłam w krainę morfeusza.

Margaret
          Kiedy obudziłam się, Harry już nie spał. Patrzył na mnie z lekkim uśmiechem na twarzy.
- cześć ślicznotko! - ucałował mnie i wrócił do patrzenia - jak się spało? Jesteś głodna? - zapytał z troską w głosie.
- hey, cudownie dawno się tak dobrze nie czułam i... może troszeczkę. Zaraz wstanę, ubiorę się i możemy iść.
- o nie nie! - zaprotestował - nigdzie nie idziesz! Zostaniesz tu! Sam pójdę nam coś zamówić a ty zostań i odpoczywaj!
- nie! Jeśli się stąd ruszamy to oboje - powiedziałam z oburzeniem.
- hehe uparta jesteś. W takim razie kochanie ubieraj się i idziemy.
          Harry podszedł do swojej walizki i wyciągnął z niej koszulkę i spodnie dresowe, które po chwili podał mi. Ubrałam się, dałam całusa Loczkowi i udałam się do swojego pokoju. Tam szybko założyłam na siebie jeansy, białą bokserkę i miętowy sweter. Wciągnęłam na nogi trampki i wybiegłam z pokoju. Na korytarzu spotkałam Hazzę i wspólnie zeszliśmy na dół. Trzymając się za ręce ruszyliśmy do restauracji. Chciałam już wejść kiedy zatrzymał mnie.
- Margaret wiem, że to co się między nami wczoraj wydarzyło było wspaniałe i może to nie odpowiednia chwila, ale dla pewności muszę się ciebie zapytać. Czy między nami jest już wszystko dobrze?
- Harry co to za pytanie oczywiście, że tak. Wszystko mi wyjaśniłeś i nie jestem na ciebie zła.
- w takim razie drugie pytanie. Zostałabyś moją dziewczyną?
- tak - uśmiechnęłam się i pocałowałam go.
          Zadowoleni odszukaliśmy pozostałych i podeszliśmy do nich. Z daleko można było zauważyć zdziwienie, ale i radość na twarzach przyjaciół. Usiadłam koło siostry, zaś Harry na przeciwko, koło Zayn'a. Wszyscy tak jakoś dziwnie się na nas patrzyli. Nie wytrzymałam, wzięłam talerz i poszłam sobie coś nałożyć.
          Stojąc przy stole pełnym jedzenia zastanawiałam się co wziąć. W pewnym momencie pojawiła się Tani. Spojrzała na mnie i się cwaniacko uśmiechnęła.
- co ci chodzi po głowie? - spytałam.
- teraz już wiem, dlaczego wczoraj zniknęłaś, byłaś z Harry'm - zaśmiała się podkreślając imię chłopaka.
- ty to na prawdę jesteś szalona - powiedziałam nakładając sobie sałatki z orzechami i kierując się do naszego stolika.
- no co? martwiłam się o ciebie, ale widzę że nie potrzebnie. Jesteście razem? - zapytała, jak podeszłyśmy do stolika.
          Wszyscy na nas spojrzeli i wyczekiwali mojej odpowiedzi. Na szczęście Harry wstał i ustał koło mnie splatając nasze dłonie.
- tak, jesteśmy razem - odparł zadowolony. Widziałam, jak się szczerzy z radości.
          Zaczęli nam gratulować, przytulać i takie tam. Po śniadaniu postanowiliśmy wybrać się na przechadzkę po okolicy. Ubraliśmy się ciebie i ruszyliśmy.
          Obeszliśmy dosłownie całe miasteczko. Nie za brakło zabaw na śniegu. Bitwa na śnieszki, rzucanie w zaspy itp. Wykończeni dniem wróciliśmy do hotelu. Przebraliśmy się i wspólnie u chłopaków w pokoju przesiedzieliśmy wieczór rozmawiając, śmiejąc się i popijając lampki wina.
______________________________________________________

Siemka :)

Wiem, że rozdział jest krótki za co przepraszam. Również przepraszam, że nic nie dodawałam przez te dwa tygodnie.

Mam nadzieję, że się nie gniewacie i podoba wam się rozdział. Następny postaram się dodać szybciej.

CZYTACIE = KOMENTUJCIE!!!

Pozdrawiam wszystkich. Jesteście super :D